Czy z postawy anarchistycznej wynika jakoś troska o osoby nieanarchistyczne?
kanenas [he/him on/jego]: Oto z jednej strony anarchizm sprzeciwia się wszelkiej narzuconej (przemocą każdego rodzaju) władzy. Co prawda, dość szeroko przyjęta jest zasada, że osób nie należy wyzwalać, one potrzebują się wyzwolić same, ale to jak najbardziej postuluje dawanie im w tym pomocy.
Z drugiej strony jednak, (na razie rozważam kontekst osób ludzkich) są osoby, którym w tej chwili nie zależy na takim wyzwoleniu, jakie postuluje anarchizm. Są też osoby, którym pomóc w owym wyzwoleniu nie możemy z braku środków lub czasu - osobie poważnie chorej nie będziemy cytować Bakunina, bo nam zejdzie przed uzyskaniem odpowiedniego poziomu świadomości politycznej.
To jest próba krytycznej analizy etosu anarchistycznego, a nie próba zakwestionowania postaw i działań altruistycznych. Innymi słowy, zastanawiam się, czy wystarczy „być osobą anarchistyczną”, żeby z definicji chcieć pomagać innym - nie tylko swoim - oraz czy odmowa pomocy innym anuluje anarchistyczność osoby odmawiającej. To jest pierwszy mały krok w stronę rozumienia, czym jest, a czym nie jest anarchizm i oczyszczenia go z bezrefleksyjnych dodatków.
Timorl:
Dla mnie przyjęcie anarchizmu było pochodną mojej postawy moralnej, jest jedyną postawą polityczną która nie stoi w jakiś sposób w sprzeczności z moimi wartościami. To zupełnie nie odpowiada na twoje pytanie ofc, bo sugeruje jedynie zawieranie w drugą stronę. Ale też nie jestem pewne czy „czyszczenie” anarchizmu w ten sposób jest koniecznie wartościowe – „czy ta osoba jest anarchistą?” chyba rzadko jest interesującym pytaniem, bardziej „czy chcemy z tą osobą współpracować/jej pomóc/jej przeszkadzać?”, a każde z tych pytań będzie miało odpowiedzi zależne imo od czynników innych niż jakaś wyidealizowana przynależność do anarchizmu. W szczególności:
Wydaje mi się że tu przechodzisz do problemu praktycznego, który zwykle ma inne ograniczenia niż problem etyczny(?). Ja bym chciało pomagać każdemu kto nie pracuje wprost przeciw jakiemuś ogólnemu wyzwoleniu (czyli nie faszyści czy tacy tam), ale w praktyce pomagać będę tym, którym jestem w stanie. Nawet osoby nie tylko anarchistyczne, ale całkowicie motywowane altruizmem będą czasem odmawiać pomocy z powodów praktycznych, więc „anulowanie ich anarchistyczności” imo nie ma sensu.
A co do tego problemu w wersji niekoniecznie praktycznej – wydaje mi się że anarchizm do pewnego stopnia wymusza dbanie o innych w ogólności. Skoro chcemy wolności dla wszystkich, a taka wolność wymaga pewnego minimum wsparcia od innych, to jesteśmy zobowiązani _co najmniej_ to minimum zapewniać. (O takim minimum gdzieś chyba czytałom, chyba u Bookchina, choć tam było w kontekście głównie historycznym.) To do jakiego stopnia _teraz_ osoby anarchistyczne muszą o innych dbać chyba głównie wynika z tego etosu że budujemy struktury, które będą musiały to robić w przyszłości wedle powyższego argumentu.
kanenas: No właśnie. U mnie było podobnie, choć uczciwiej byłoby stwierdzić, że - jak po wypiciu Klatchiańskiej kawy - przerzuciło mnie wręcz na druga stronę anarchizmu (stąd te moje dziwne rozkminy). Ale - przynajmniej w Polsce - najczęściej osoby anarchistyczne są zbyt młode, żeby _najpierw_ wyrobić sobie stanowisko moralne, a do niego dopiero dobrać postawę polityczną.
I takie osoby będą skłonne do postawy „co uważam za dobre, to jest anarchistyczne, a co za złe - faszystowskie”.
Boję się debat z takimi osobami, jeśli nie mam w ręku precyzyjnego narzędzia, które może pokazać rozróżnienie (bez rozerwania więzi) między porządkiem politycznym a moralnym.
Timorl: A co do tego problemu w wersji niekoniecznie praktycznej – wydaje mi się że anarchizm do pewnego stopnia wymusza dbanie o innych w ogólności. Skoro chcemy wolności dla wszystkich, a taka wolność wymaga pewnego minimum wsparcia od innych, to jesteśmy zobowiązani _co najmniej_ to minimum zapewniać. (O takim minimum gdzieś chyba czytałom, chyba u Bookchina, choć tam było w kontekście głównie historycznym.) To do jakiego stopnia _teraz_ osoby anarchistyczne muszą o innych dbać chyba głównie wynika z tego etosu że budujemy struktury, które będą musiały to robić w przyszłości wedle powyższego argumentu.
Kanenas: No tak, ale to jest takie dbanie o *swoich* (również potencjalnych). Czyli pomagamy innym stać się anarchistami. Ale jak chcą (z dowolnego powodu) np. wybrać sobie króla, to już na naszą pomoc nie zasługują?
Tę wątpliwość ująłem na własne potrzeby w produkcie koanopodonym: „Co jest ważniejsze - anarchia czy wolność?”
W sumie to szukam uczciwego intelektualnie sposobu na uzasadnienie współpracy z osobami nieanarchistycznymi, wręcz niewolnościowymi. I to nie tylko współpracy „w obliczu wspólnego wroga”, ale też na rzecz kohabitacji.
Np. mój pomysł z wdrożeniem podpisów profilem zaufanym w mechanizmie petycji projektów obywatelskich. Jako *cośtam*anarcho*cośtam* nie mam motywacji do wspierania „społeczeństwa obywatelskiego”. Ale społeczeństwo obywatelskie będzie dla nas lepszym sąsiadem, niż nieobywatelskie. Więc.
Timorl: uh, coś mi dzwoni hasło „platformism”, sekundkie…
hm, nah, to zupełnie co innego
a przynajmniej nie obejmuje raczej społeczeństwa obywatelskiego
mnie się wydaje że póki takie akcje nie staną się główną rzeczą którą będziem robić to jest ok – lepiej poprawić sytuację trochę niż z czystością moralną nie osiągnąć nic; ale ja zamierzam też pewno zawsze głosować w wyborach, więc może z anarchistycznego pktu widzenia nie jestem dobrą osobą by o tym opiniować
z trzeciej strony mam pomysł na stworzenie czegoś kryptowalutokształtnego co by było naturalnie sfederowane i technicznie mogło wspierać wymianę monetarną między bardzo niezależnymi grupkami anarchistycznymi, ale na tyle nie wierzę że tak skonstruowane społeczeństwo by było sensowne w dłuższej perspektywie że nie mam najmniejszego zamiaru nad tym pracować nawet jakbym miało środki, więc być może nawet w tym nie jestem konsystentne
licho: Co do głównego tematu - tak, uważam, że zwłaszcza przy budowaniu lokalnej społeczności, czy to osiedlowej czy internetowej trzeba wręcz ignorować polityczne poglądy osób którym się pomaga, z którymi buduje się społeczność. Głównie dlatego, że etatyzm to pogląd znacznej większości ludzi w okolicy. Dajmy na to partyzancki urbanizm. Budjesz ławkę, albo malujesz dzikie przejście dla pieszych. Siadać na niej będą wszyscy, niezaleznie od poglądów. Dzieci, które będą bezpieczniej przechodzić przez ulicę mają nieukształtowane poglądy.
Pokazywanie ludziom, że takie akcje bezpośrednie mają sens to jeden z kluczowych aspektów promowania anarchizmu. Pokazywanie że to może działać.
Poza tym, w mojej opinii jak masz przyjaciela, który popadnie w neofaszyzm, to złym jest odcięcie się od niego. Zostanie odcięty od innych poglądów i zamknięty w bańce, bez szansy na powrót. Owszem, to nieprzyjemne, ale jeśli jesteś wystarczająco dorosłym człowiekiem, żeby wiedzieć, że nie będzie to miało na Ciebie wpływu - sam nie staniesz się neofaszystą - to to moralny imperatyw, żeby nie opuścić przyjaciela w potrzebie
Timorl: Chyba trochi pytanie co dokładnie mamy na myśli przez „pomaganie” – akcje bezpośrenie różnego rodzaju pomagają konkretnym ludziom, więc ciężko wykazać by były jakoś niezgodne z etosem anarchistycznym. Natomiast konkretny problem kanenas [he/him on/jego] jest chyba nieco innej natury, bo co najmniej częściowo bardziej pomaga organizacji niż konkretnym ludziom – przynajmniej w tym sensie że powoduje że ta organizacja będzie działała sprawniej. A że w tym konkretnym wypadku ta organizacja jest częścią państwa, to jest to w pewnej sprzeczności z anarchizmem co najmniej powierzchownie. Żeby nie było, wciąż mi się wydaje że można takie rzeczy robić, ale problem nie jest oczywisty.
Kanenas: Ja niekoniecznie dążę do jakiejś ostrej konkluzji, a bardziej próbuję poświecić w ciemne i zakurzone zakamarki naszego i innych myślenia, żebyśmy mniej rzeczy przyjmowali za oczywiste.
Licho
Często tak się działo w historii anarchizmu, że ruchy były kooptowane przez silniejsze politycznie poglądy. Weźmy na przykład pierwszą międzynarodówkę, gdzie anarchiści sprzymierzyli się z marksistami, marksiści wyruchali anarchistów, wyrzucili ich i zrobili swój autorytaryzm
Słuchałem podcastu gdzie jakiś Polski, chyba nawet białostocki anarchista opowiadał jak różne oddolne organizacje A były przejmowane jako przystawki do partii (razem) jako poplecznicy
Kanenas:
No dobra, ale ruchy ani organizacje nie podejmują decyzji. Osoby podejmują decyzje i do tego służy nasza sałatka, żeby podejmować dobre* decyzje.
* według naszych kryteriów.
Większość grupowych przedsięwzięć w tym obszarze kończy się niepowodzeniem, ale nas by tu nie było, gdyby nie przekonanie, że może nam się powieść.
Więc trzeba tylko ogarnąć i zaadresować wektory zagrożeń.
Kooptacja jest jednym, alienacja kolejnym
dołącz do dyskusji